Niezrównana dyplomatka warszawskiego biura. Wspomnienie Anny Zarańskiej

21 stycznia 2025 tekst: agnieszka_emma

Anna Zarańska, 27 V 1927 – † 1 I 2025

Była córką Edmunda i Janiny z Morstinów Skarżyńskich, właścicieli Rybienka. Miała liczne rodzeństwo – trzech braci i dwie siostry.W okresie międzywojennym odbudowany po zniszczeniach wojny polsko-bolszewickiej pałac w Rybienku był siedzibą wielopokoleniowej rodziny. Gospodarze tej malowniczo położonej nad Bugiem posiadłości utrzymywali łączność z wybitnymi artystami i uczonymi, Rybienko odwiedzali wówczas: Elżbieta Barszczewska, Wojciech Kossak, Tadeusz Kotarbiński, Aleksander Zelwerowicz, Władysław Tatarkiewicz. Jako młody chłopiec, bywał tam kuzyn pani Anny, Konstanty A. Jeleński, po wojnie wybitny krytyk i eseista, autor paryskiej „Kultury”, propagator na Zachodzie twórczości Witolda Gombrowicza i Czesława Miłosza. Obok beztroskich zabaw dziecięcych i młodzieńczych spotkania z tymi ludźmi wpisały się w wewnętrzną biografię Pani Anny.

Należała do pokolenia, któremu szczęśliwe dzieciństwo i młodość w brutalny sposób podeptała II wojna światowa. Podczas kampanii wrześniowej 1939 r. spłonęło poddasze pałacu w Rybienku, w 1940 r. Pani Anna została wraz z rodzicami i rodzeństwem wykwaterowana z rodzinnego domu, majątek zajęli Niemcy. Skarżyńscy zamieszkali wówczas u rodziny w Podlesicach koło Wolbromia. Wojna zabrała jej dwóch starszych braci: Andrzeja (1921-1942), który zginął na statku, storpedowanym w 1942 roku u brzegów Trynidadu, i Jana (1918-1944), żołnierza ZWZ AK, którego po Powstaniu Warszawskim Niemcy wywieźli do Gross-Rosen, gdzie zmarł lub został zamordowany.

Anna Skarżyńska nigdy nie wróciła do rodzinnego domu w Rybienku, po 1945 roku majątek został odebrany prawowitym właścicielom w wyniku reformy rolnej. Po zakończeniu wojny, jak wiele innych osób z jej pokolenia, była zmuszona zaczynać życie od nowa. Wkrótce obok ciosów dziejowych na młodą, dwudziestoletnią dziewczynę spadły ciężkie doświadczenia osobiste, umierają rodzice: mama w 1947 r., tata dwa lata później.

W tym okresie Anna nawiązała łączność z Zakładem dla Niewidomych w Laskach, gdzie pracowała od 1945 r. siostra jej ojca, Magdalena Skarżyńska (1897-1975), kierowniczka działu personalnego oraz sekretarka pana Henryka Ruszczyca. Więzi z Laskami pozostaną dla Pani Anny ważne przez całe życie, niejednokrotnie odwiedzała to miejsce, bliska jej była duchowość Lasek – postawa otwarta i szacunek wobec postawy odmiennej ideowo. Pierwsze lata powojenne poświęciła na kontynuację rozpoczętej w domu rodzinnym nauki, zapisała się do Liceum ss. Nazaretanek w Warszawie przy ul. Czerniakowskiej.
Anna Skarżyńska w 1952 r. poślubiła (związek błogosławił ks. Tadeusz Fedorowicz) Jana Zarańskiego (1918-1985), prawnika, dziennikarza, tłumacza, żołnierza AK, uczestnika Powstania Warszawskiego, po wojnie m.in. redaktora „Gazety Ludowej”, aresztowanego przez komunistów w 1946 r. i więzionego do roku 1950. Władysław Bartoszewski po latach wspominał: „Zarański pochodził z rodziny inteligenckiej, politycznej i ziemiańskiej. Jego dawno zmarły ojciec wykładał na Akademii Górniczej w Krakowie, a starszy brat Józef był urzędnikiem polskiej służby dyplomatycznej przed wojną i w czasie wojny, a w drugiej połowie lat czterdziestych mieszkał na stałe, jako emigrant, w Londynie”. Jan Zarański w latach siedemdziesiątych był jednym z członków Polskiego Porozumienia Niepodległościowego, a w 1980 r. został doradcą NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze.

Pani Anna urodziła czworo dzieci (jedyny syn, Bogdan zmarł w 1957 r. dzień po porodzie). Rodzina mieszkała w Skolimowie, dopiero w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, po odchowaniu trzech córek i przeprowadzce do Warszawy, Pani Anna rozpoczęła w 1969 roku pracę zawodową w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej, gdzie była zatrudniona aż do przejścia na emeryturę. W swych pamiętnikach Andrzej Wielowieyski zapisał lapidarnie: „Klub miał bardzo sprawne biura, które prowadziła dzielna i serdecznie zaprzyjaźniona Hania Zarańska”.

Warto zaznaczyć, że prowadzenie sekretariatu KIK-u w realiach PRL-u wcale nie było łatwe. Instytucja taka jak KIK poddawana była podsłuchom, a na zebrania przychodzili niejednokrotnie pracownicy wiadomego urzędu. Trzeba było olbrzymiego wyczucia, dyplomacji, by wiedzieć, co i komu można powiedzieć, które sprawy przemilczeć, jak reagować na różne zaczepne czy prowokacyjne telefony czy rozmowy. Niezrównany takt Pani Anny w obcowaniu z różnego rodzaju indywidualnościami był uosobieniem najlepszych cech kultury ziemiańskiej. Jej powściągliwość, a jednocześnie pewien gatunek humoru, styl rozmowy – wszystko to powodowało, że dzięki jej pracy i działaniom osoby związane z KIK-iem zyskiwały poczucie bezpieczeństwa i oparcia.

Szczególnie w okresach niecodziennych, jakich nie szczędziła najnowsza historia, ten zmysł orientacji i oceny, co komu mówić, był ważny. Myślę tu o istotnych, by nie powiedzieć przełomowych, wydarzeniach wewnątrz historii KIK-u, takich jak na przykład burzliwe zebrania walne czy kilkudniowa sesja „Chrześcijanie wobec praw człowieka” (1977), jak i o wydarzeniach z historii najnowszej naszego kraju, jak przyjazd z Wybrzeża we wrześniu 1980 r. doradców „Solidarności” do Warszawy, odbywane w lokalu na Kopernika konferencje prasowe, a w końcu stworzenie biura konsultacyjnego dla wszystkich chcących założyć w swoich zakładach pracy NSZZ „Solidarność”. Pani Anna z wrodzoną głęboką kulturą, dyskrecją i taktem doskonale sobie radziła w tych trudnych dla codziennego życia Klubu chwilach. Zawsze uśmiechnięta, serdecznie witała przychodzących, mimo nawału pracy znajdowała czas na krótką pogawędkę.

Po roku 1980, gdy zaistniała możliwość tworzenia Klubów Inteligencji Katolickiej w różnych miastach Polski, Pani Anna bardzo się włączyła w pomoc młodym klubom, w uruchomienie sprawnej wymiany informacji między środowiskami klubowymi. Poza zajęciami i obowiązkami wynikającymi z pracy etatowej, Pani Anna aktywnie działała w Sekcji Pomocy Polakom w ZSRR. Do zadań tej sekcji należało prowadzenie korespondencji z Polakami mieszkającymi na Łotwie, Litwie, Ukrainie, w Kazachstanie. Wysyłano tam paczki zawierające polskie książki, materiały dydaktyczne do nauki języka polskiego, czasopisma. Już po przejściu na emeryturę Pani Anna pomagała starszym kolegom z KIK-u, m.in. systematycznie odwiedzała dr Stanisławę Grabską w Sulejówku. Wspominając Panią Annę, nie sposób zapomnieć o stworzonym przez Nią i przez jej Męża ich domu na warszawskim Mokotowie. Był to dom otwarty, gościnny, zawsze pełen młodzieży, w którym żywe były tradycje humanistyczne i nastroje patriotyczne . W tym duchu wychowali swoje córki, które w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i w latach osiemdziesiątych zaangażowane były w działalność opozycyjną. Ich dom był też, w coraz bardziej pospoliciejących czasach, ważnym miejscem dla przyjaciół ich córek. Na koniec chciałbym jeszcze powiedzieć o dwóch cechach pani Anny. Miała wielką wrażliwość na przyrodę. Wychowana w Rybienku przez całe życie czuła się bardzo mocno związana z ziemią i naturą, lubiła spacery po lesie i łąkach, pamięć krajobrazu nie opuszczała jej. W ostatnich latach życia, gdy stan jej zdrowia ograniczał możliwość poruszania się, bardzo cieszyła się z pobytów u córki Agnieszki w Brwinowie i z możliwości spędzania czasu w ogrodzie pełnym drzew i kwiatów.

I druga cecha pani Anny – jej wielka pogoda ducha, wesołe usposobienie, gatunek humoru, rodzaj anegdoty, jakie lubiła opowiadać i jakich lubiła słuchać. „Humor to wyraz dzielności. – pisała Zofia Szmydtowa. – Humor taki ocala wartość życia w najcięższych jego kolejach”.

Wspomnienie napisał Paweł Kądziela

« Wszystkie aktualności