Laureatem 10. edycji nagrody „Pontifici” – Budowniczemu Mostów został i tytuł Pontifexa 2015 otrzymał o. Ludwik Wiśniewski OP, dominikanin, duszpasterz, rekolekcjonista, publicysta i działacz opozycji antykomunistycznej. Uroczystość wręczenia tytułu Pontifexa 2015 odbyła się w sobotę 24 października w Warszawie, w dzień 59. urodzin Klubu Inteligencji Katolickiej. Laudację na cześć PONTIFEXA 2015 wygłosił Aleksander Hall.
Laudacja Aleksandra Halla
Na tej sali znajdują się osoby, na których życie w wielkim stopniu wpłynął dominikaninojciec Ludwik Wiśniewski. Wiedzą one, że ojciec Ludwik ma wiele talentów, umiejętności i cech, które pozwoliły mu zapisać na trwałe nie tylko w sercach jego wychowanków, ale także na kartach historii naszego Kościoła i historii Polski.
Dziś ojciec Ludwik otrzymuje nagrodę „Budowniczego mostów”. Pozwólcie więc Państwo, że z tej okazji skupię się na tym jednym aspekcie aktywności bohatera dzisiejszego popołudnia, właśnie na budowaniu przez niego mostów. Muszą istnieć mosty, aby była możliwa komunikacja pomiędzy ludźmi, aby powstawała więź pomiędzy nimi, aby były warunki nawiązywania współpracy między oddalonymi od siebie środowiskami, aby można było tworzyć wspólnoty.
Cofam się pamięcią do lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, a więc do okresu, w którym mogłem obserwować pracę duszpasterską ojca Ludwika. Do duszpasterstw akademickich, a w szczególności do Jego duszpasterstwa młodzi ludzie przychodzili z różnych powodów. Większość stanowili oczywiście ludzie wierzący, katolicy pragnący pogłębienia swej wiary i poszukujący zakorzenienia we wspólnocie. Duszpasterstwa akademickie przyciągały także ludzi poszukujących Boga, agnostyków, a nawet ateistów. Przybywali do nich również ludzie szukający oparcia w Kościele z przyczyn politycznych, młodzi ludzie zbuntowani przeciwko systemowi panującymi w Polsce. Warto pamiętać, że w dusznej atmosferze tamtych lat, Kościół stwarzał przestrzeń wolności, która była atrakcyjna także dla ludzi nieidentyfikujących się z jego religijną misją.
Eucharystia znajdowała się w centrum duszpasterskiego życia. Członkowie duszpasterstwa spotykali się nie tylko na niedzielnych mszach akademickich, ale również na mszach codziennych. Brali udział w dyskusjach poświeconych tematyce religijnej, etycznej, historycznej, społecznej, a nawet politycznej. Ojciec Ludwik nigdy nie różnicował swojego stosunku do młodych ludzi, którzy brali udział w pracach duszpasterstwa w zależności od ich postawy religijnej. Był otwarty w stosunku do wszystkich. Nigdy nie słyszałem, by publicznie wypytywał kogoś o stosunek do Boga. Wiem jednak, że było dla niego niezwykle ważne przybliżanie ludzi do Boga i Kościoła. Wielu pomógł odnaleźć drogę do Boga. Ale również, ci którzy jej nie odnaleźli, ale byli w kręgu oddziaływania ojca Ludwika, musieli nabrać szacunku i wdzięczności dla Kościoła. Nigdy o to nie zapytałem ojca Ludwika, ale jestem przekonany, że już wtedy – przed ponad czterdziestoma laty – uważał on, że najważniejsze jest to, aby ludzie kierowali się w życiowych wyborach własnym sumieniem: „zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł” , jak mówią słowa preambuły do polskiej konstytucji, opracowanej przez Tadeusza Mazowieckiego.
Wraz z grupą moich gdańskich przyjaciół, przychodząc przed kilkudziesięciu laty do ojca Ludwika, z propozycją, abyśmy wspólnie z nim dyskutowali o Polsce uzyskałem wielką szansę nie tylko wspólnego myślenia z mądrym, wrażliwym i uduchowionym kapłanem, ale – za jego pośrednictwem – także spotkania ważnych ludzi, których ogromna większość moich rówieśników nie miała okazji spotkać na swojej drodze. Ojciec Ludwik budował mosty prowadzące nas do ludzi ze środowiska KIK-ów i ruchu „Znak”, do warszawskiego środowiska uczestników wydarzeń marcowych, ludzi zaangażowanych w podziemną organizację „Ruch”, do wybitnych duszpasterzy akademickich. To dzięki niemu poznaliśmy Stefana Kisielewskiego, Bohdana Cywińskiego, Andrzeja Wielowieyskiego, ojców: Huberta Czumę i Jacka Salina, księdza Witolda Andrzejewskiego i wielu innych wybitnych Polaków.
Ojciec Ludwik dbał także o to, aby środowiska, które skupiały się wokół niego w różnych miejscach jego pracy duszpasterskiej nawiązywały ze sobą kontakty. Stwarzał ku temu okazje. W takich warunkach, my gdańszczanie, poznaliśmy w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych środowisko lubelskie, z takimi postaciami, jak Bogdan Borusewicz, Janusz Krupski i Marian Piłka, a w latach osiemdziesiątych ciekawe środowisko skupione we wrocławskim duszpasterstwie akademickim, prowadzonym przez ojca Ludwika.
Współpraca gdańskiego środowiska, które utworzyło RMP, z Bogdanem Borusewiczem, który po studiach na KUL-u wrócił do Trójmiasta, zaowocowała w wielu wspólnych działaniach podejmowanych przez RMP i WZZ Wybrzeża w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, a zwłaszcza w sierpniowym strajku 1980 roku.
Ojciec Ludwik Wiśniewski został sygnatariuszem „Apelu do społeczeństwa” z 25 marca 1977 roku, który był aktem założycielskim Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Na palcach jednej ręki można policzyć księży, którzy przed powstaniem „Solidarności” tak głęboko jak on zaangażowali się w działalność opozycji demokratycznej. Nie czynił tego, jako polityk. Tego wyboru dokonywał jako kapłan, który pragnie dać świadectwo wyznawanym wartościom, towarzyszyć bliskim mu ludziom ( znaczna część z nich była jego wychowankami) w nowej niebezpiecznej drodze i dbać o to, aby ich polityczne wybory pozostawały w zgodzie z etyką. Powtarzam dobitnie. Ojciec Ludwik nie był naszym przewodnikiem politycznym. Szanował nasze ideowe wybory i troszczył się o to, aby podejmowane przez nas działania były etyczne.
Wiemy, że historia opozycji demokratycznej obok pięknych kart zawiera także mniej piękne: konfliktów, rozłamów i pomówień. Ojciec Ludwik w ramach opozycji demokratycznej był budowniczym mostów, starał się łączyć środowiska, przestrzegał przed składaniem fałszywego świadectwa i występował jako mediator. W środowiskach opozycji demokratycznej: od KOR-u po KPN cieszył się powszechnym szacunkiem i był moralnym autorytetem.
Znalazł się w pierwszym szeregu kapłanów zaangażowanych w „Solidarność”: tę potężną działającą legalnie i tę cierpiącą prześladowania w stanie wojennym.
Nadszedł – dla wielu z nas nieoczekiwanie- czas wolności. Co robi ojciec Ludwik? Pod koniec 1990 roku wyjeżdża na misję do Związku Radzieckiego, do Leningradu. Będzie do 1996 roku pracował w kościele pod wezwaniem Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w tym mieście, które powróci do historycznej nazwy Sankt Petersburga. Ten wybór jest najlepszym świadectwem, że ojciec Ludwik w swym życiu idzie za głosem Pana Boga. W czasie, gdy na szczytach władzy w Polsce znaleźli się dobrzy znajomi, przyjaciele, a nawet wychowankowie Ojca Ludwika, on wyrusza tam, gdzie jest najtrudniej. Chce służyć Kościołowi Katolickiemu w Rosji, ale także budować mosty między Rosjanami a Zachodem i Polską, między Kościołem Katolickim, a Kościołem Prawosławnym. W książce „Duszpasterz” w rozmowie z Bożeną Szaynok mówił : „Przez wszystkie lata pracy w Rosji dobrze wiedziałem, że moja służba ma być także służbą świętemu Kościołowi prawosławnemu, i to niezależnie od tego, co na ten temat sądzą sami prawosławni”.
Ostatnie lata w życiu ojca Ludwika są ważne, ale i trudne. Jest to czas ważnych i mających szeroki rezonans wypowiedzi ojca Ludwika o stanie Kościoła w Polsce. Wypowiedzi te spotykają się z wyrazami uznania ważnych autorytetów w polskim Kościele, pochwałami ze strony ważnych opiniotwórczych ośrodków odległych od Kościoła, ale także z głosami ostrej, czasami brutalnej krytyki wypływającymi z wewnątrz Kościoła i z kręgu publicystów katolickich, na ogół identyfikujących się z projektem IV Rzeczpospolitej. Ojciec Ludwik- budowniczy mostów - stał się stroną sporu o kształt polskiego Kościoła.
A przecież dalej pragnął budować mosty. Zabiegał o stworzenie płaszczyzny dialogu. W kwietniu 2012 roku zwrócił się do Wiesława Chrzanowskiego o zainicjowanie spotkania osób reprezentatywnych dla różnych nurtów i wrażliwości obecnych w polskim Kościele. Wiesław Chrzanowski poważnie rozważał tę propozycję, ale nie zdążył jej podjąć, umierając kilka dni po ostatnim spotkaniu z ojcem Ludwikiem. Późniejsze publiczne zachęty ojca Ludwika o podjęcie dialogu pozostają bez odpowiedzi. Dlaczego? Ojciec Ludwik wypowiada sądy ostre, chociaż zwykle dobrze udokumentowane. Kocha Kościół i czuje się za niego odpowiedzialny.
Dlatego boli go, gdy z wnętrza Kościoła płyną głosy zaogniające podziały narodowej wspólnoty, składane są fałszywe świadectwa, wypowiadane sądy krzywdzące ludzi, czy rozpowszechniane fałszywe mity. Uważa, że musi reagować, ale zarazem chce rozmawiać. Wierzy, że dialog – prowadzony z dobrą wolą – może przynieść dobre owoce.
W marcu bieżącego roku „Tygodnik Powszechny” wydawał pracę ojca Ludwika zatytułowaną „Blask wolności” z przedmową arcybiskupa Henryka Muszyńskiego. Odbiła się ona szerokim echem. Jedną z najważniejszych tez tej pracy jest obrona autonomii ludzkiego sumienia. W ostatecznym rachunku człowiek powinien kierować się głosem swego sumienia.
„Akt moralny dzięki uczestnictwu w odwiecznym rozumie jest „szczytowym” aktem człowieka. Jest on manifestacją ludzkiej godności i podobieństwa do Boga. Człowiek sam poznaje, sam pragnie i sam decyduje o spełnieniu moralnego aktu. Nikt go przy tym nie może zastąpić, nawet Bóg. Wszystko dokonuje się w ramach naturalnego wyposażenia człowieka.
Trzeba dodać: każdego człowieka” – pisze ojciec Ludwik.
Takie personalistyczne podejście to głos za szeroką „koalicją antropologiczną” łączącą ludzi różnych światopoglądów i religii, o jaką apelował inny wybitny dominikanin ojciec Maciej Zięba w swym eseju „Nieznane, niepewne, niebezpieczne? Szkic o Europie.”. Taka koalicja byłaby bardzo potrzeba w trudnych i niepewnych czasach, w jakie już wkroczyliśmy.
Drogiemu ojcu Ludwikowi serdecznie gratuluję zasłużonej nagrody Budowniczego Mostów.
Jestem przekonany, że będziemy uważnie słuchać jego głosu, gdy będzie go zabierał w ważnych sprawach dotyczących człowieka, Kościoła i narodu.